Forum Terierkowo Strona Główna
Home - FAQ - Szukaj - Użytkownicy - Grupy - Galerie - Rejestracja - Profil - Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości - Zaloguj
Pogryzienia - know how
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Terierkowo Strona Główna -> Weterynaria / Urazy mechaniczne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Irish



Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 83
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Sosnowiec

PostWysłany: Czw 23:21, 11 Lut 2010    Temat postu: Pogryzienia - know how

Moi drodzy, od początku śledzę historię pogryzionego Ipponka. I ze smutkiem muszę przyznać, że jest mi wstyd mieszkać w kraju gdzie w takich sytuacjach właściciel poszkodowanego psa jest praktycznie bezradny. Chciałbym zaprosić was do dyskusji i umieszczania w tym temacie zagadnień związanych z takimi właśnie sytuacjami. Może wspólnie uda nam się ustalić plan postępowania, który odniesie jakiś skutek i pozwoli nam unikać spotkań z agresywnymi psami i głupimi właścicielami. To co napiszę będzie przydługie ale może zauważycie pewne podobieństwa do historii Ipponka i IIzoldy.

lato 2009 - Czekanka - mała miejscowość w województwie śląskim, wracam ze spaceru z Bingiem i Johnym (nomen omen też irlandy). Wracamy z lasu, psy biegają samopas, praktycznie nie ma żywej duszy. Nagle widzę kogoś nadchodzącego z naprzeciwka, a że jestem bez okularów gwiżdżę na sforę i zapinam je na smycz. Okazuje się że Pani z córką prowadziły rowery, które jako krótkowidz wziąłem za psy Smile. W momencie kiedy je mijamy Nieznajoma zwraca się do mnie, że jest zdziwiona i zadowolona że zapiąłem delikwentów, bo to rzadko się zdarza. Ja coś tam bąknąłem że tak powinno być w każdym przypadku, życzyliśmy sobie miłego dnia i poszliśmy każdy w swoją stronę. Dumny z siebie za pochwałę przeszedłem może 400 metrów(psiarnia na smyczy). Niedaleko domu za ogrodzeniem mieszka owczarek niemiecki i fila brasileiro(Obydwa psy obszczekują nas na każdym spacerze - ani Bingo, ani Johny nie zwracają na to uwagi - jeśli któryś z "moich" się odszczeka zaraz ich odwołuję bo nie lubię takich sytuacji). Mijamy spokojnie ogrodzenie - pojawia się fila i z pianą na pysku chce rozerwać ogrodzenie. My przechodzimy spokojnie. Do czasu... kiedy fila wydostaje się przez niezabezpieczony róg siatki i rzuca się na Johny`ego. Mnie zamurowało, przez pierwszą chwilę nie wiem co robić, puszczam smycz i próbuję odciągnąć psa, Johny na grzbiecie próbuje nie dać się zagryźć, Bingo zamurowany stoi z boku. Fila bez obroży więc moje ręce ześlizgują się z jego szyi, dopiero kopnięty 6 czy 7 razy przeze mnie i podgryzany z boku przez Binga odbiega truchtem na bok i staje kawałek od nas. We mnie buzuje adrenalina, Johny ucieka do domu, Bingo nieprzejęty stoi koło mnie(jego rzadko co rusza). Dzwonię do domu w którym powinien być właściciel, nikt nie otwiera(fila cały czas stoi i łypie na nas). Po 5 minutach wychodzi zdziwiony Pan i pyta o co chodzi. Zapytany o psa, mówi że jest tylko gościem, właściciela nie ma i skąd się pies wziął na zewnątrz. Całą sprawę MUSIAŁ widzieć z okna bo to działo się pod jego nosem - zero reakcji. Nic to, mówię żeby przekazał sprawę właścicielowi i wracam do domu. Johny od razu wczołguje się pod samochód i nie chce stamtąd wyjść do końca dnia. Myślę, że zostawię sprawę ale w końcu postanawiam udać się w celu wyjaśnienia tej sytuacji. Właściciel psa wraca dopiero pod wieczór(ogrodzenie niezabezpieczone, agresywny pies może w każdej chwili wydostać się na ulicę którą przede mną przechodziła chociażby mijana przez nas Pani z córką). Gości nie ma, siatka skręcona jakimś marnym drutem, on w ogóle nieprzejęty, usiłuje całość obrócić w żart( cytuję:"...co to Pan ma za pieski, że mój Hugo ma cały pyszczek pogryziony..." - gdyby mnie ktoś próbował gardło rozszarpać to też bym go gryzł gdzie popadnie, myślę). Chociaż gotuje się we mnie tłumaczę spokojnie w czym rzecz: pies agresywny, niezabezpieczone ogrodzenie, spacerują matki z dziećmi, ja sobie poradziłem ale co by było gdyby... On mówi, że wszystko już ok, skoro psu się nic nie stało, ogrodzenie zabezpieczone, a w ogóle to pies był na posesji sąsiadów na którą się przedostał od nich...itp. itd. i równie podobne bzdury. Proszę go na koniec o trochę zdrowego rozsądku, żeby podobna sytuacja się nie powtórzyła i ściskając sobie dłonie żegnamy się.
PODSUMOWUJĄC:
fila brasileiro - około 70 cm w kłębie, min. 50 kg wagi
terier irlandzki - 45 cm w kłębie, ok. 20 kg wagi
fila brasileiro - niewielkie ślady na kufie
Johny - głębokie szramy na całym froncie, szyi, karku( na szczęście nie do szycia), pies przerażony(zwłaszcza, że jest nerwowy bo jak zapewne pamiętacie zabraliśmy go ze schroniska)
Ja - zdenerwowany całym zajściem, przekonany że porozmawiałem z inteligentnym człowiekiem i wytłumaczyłem mu istotę sytuacji i co mogłoby się stać...
właściciel agresora - usiłujący obrócić wszystko w żart, traktujący rozmowę jak pogawędkę

Wydawało mi się, że sprawa z głowy, Johny doszedł do siebie. Wszystko było ok, sprawa załatwiona polubownie, oprócz stresu dla mnie i Johnyego(Bingo strasznie wyluzowany jak zawsze zresztą) nic poważniejszego się nie stało. Jaki byłem głupi i naiwny, myśląc że tak się to skończy...

CDN

przeczytajcie, jeśli przebrniecie przez to wszystko i się nie pogubicie będę szczęśliwy :)starałem się p[zelać wszystkie emocje jakie mną targały, nie wiem z jakim skutkiem. Na razie tyle bo mnie Rudy wyciąga za nogawkę na dwór. Niebawem dopiszę resztę opowieści Smile


Ostatnio zmieniony przez Irish dnia Pią 0:12, 12 Lut 2010, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zadziorny
Administrator


Dołączył: 14 Lut 2007
Posty: 42057
Przeczytał: 1 temat

Skąd: Rybnik

PostWysłany: Pią 0:26, 12 Lut 2010    Temat postu:

Czekam cierpliwie, ale chyba domyślam się dalszego ciągu Rolling Eyes
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Blue
zbanowany


Dołączył: 20 Lip 2008
Posty: 358
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 0:32, 12 Lut 2010    Temat postu:

no to może ja wtrącę dwa grosze ze swojego ogródka...
Pierwsza sprawa - walka psów.
Na szkoleniu PT powiedziano mi, że kiedy psy się gryzą najlepiej rozłączać je łapiąc z ogon lub tylne nogi.
Obie metody sprawdziłem, jedną na bokserze, który gryzł się z Blue, tu podczas walki złapałem go (boksera) za tylną nogę, uniosłem do góry (nie podnosiłem psa, ale tylne nogi miał w górze, patrząc z perspektywy pionu, 45%). Bokser złagodniał nagle, nie wiedział co się dzieje, dodam tu, że Blue nie jest agresywny i w momencie, kiedy ja zajmowałem się bokserem, nie rzucał się na niego. Psa przekazałem właścicielce i po temacie.
Druga sytuacja, podczas spaceru "terierkowego", w Modlinie Blue zaczął gryźć się z Maksem Izoldy, już nie wchodząc w szczegóły sytuacji, tutaj z "kotłowaniny" wyciągnąłem Maksa za ogon. Z tym, że o mało mnie nie ugryzł. W obu sytuacjach udało się rozwiązać spór.
Kolejna sytuacja na szkoleniu PT, jest przerwa i psy swobodnie biegają, nagle do Blue podbiega owczarek niemiecki i rzuca się na niego, psy zaczynają się gryźć, Blue jest na dole. Podbiegam do "niemca" i kopię go.
Psu agresja schodzi (właściciel zdezorientowany, przez moment nawet myślałem, że będzie się chciał bić ze mną, za psa Very Happy).

Reasumując, jak już psy się gryzą, nie odciągać ich za głowę, obrożę, bo nasz pupil przez pomyłkę nas ugryzie, albo jego przeciwnik.
NOGI, OGON.
Jeśli się boimy, to KOPNIAKI.

Jeśli się boimy, to to co mamy pod ręką, jakieś kijki, gałęzie itp.
PAMIĘTAJMY, że na nasze komendy, głos, reaguje nasz pies a nie jego przeciwnik, dlatego nasze komendy, w czasie psiej walki (czasem o życie) mogą tylko osłabić szanse naszego psa.
Dlatego działamy, nie mówimy (oczywiście dotyczy to sytuacji gdy nasz pies jest zaatakowany przez "silniejszego").
JEŚLI NASZ ATAKUJE, to działamy fizycznie i werbalnie.

Co do aspektów prawnych.
Sądów unikać, bo to totalna porażka.
Ale "papierologia", czyli zgłaszanie spraw na policję, straż miejską, organizacje, zajmujące się złym traktowaniem zwierząt, itp.
Zgłaszanie NA PIŚMIE - z potwierdzeniem przyjęcia, z podpisem osoby odpowiedzialnej - NIC NA "GĘBĘ".
To moim zdaniem jedyna droga.
Osoba, która ma agresywnego psa (ale o tym nie wie, nie chce wiedzieć, nie rozumie tematu), zacznie się zastanawiać, kiedy zostanie "pociągnięta" na policję, kiedy straż miejska ją odwiedzi itp.
To tyle.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
iizolda
Zaangażowany


Dołączył: 22 Lis 2008
Posty: 3578
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 9:42, 12 Lut 2010    Temat postu: Re: Pogryzienia - know how

Irish napisał:

CDN

przeczytajcie, jeśli przebrniecie przez to wszystko i się nie pogubicie będę szczęśliwy :)starałem się p[zelać wszystkie emocje jakie mną targały, nie wiem z jakim skutkiem. Na razie tyle bo mnie Rudy wyciąga za nogawkę na dwór. Niebawem dopiszę resztę opowieści Smile


Czekam również.

Ad Blue, ja mam takie doświadczenia, moze nie odnośnie psów które juz sie gryzą, ale które podwarkują na siebie, ze najlepiej ich nie dotykać i nie interweniowac, jeden z psów z ktorymi czesto bywamy na spacerze stale na maksa podwarkuje i prowokuje go do kłótni, Maks nauczył sie takie zachowania ignorowac, odwracac sie bokiem i uspakajać - natomiast bylo kilka razy tak ze wlascicielka psa brala go na rece czy próbowala wkraczac miedzy nich - awantura gwarantowana, u mnie w domu swego czasu dochodzilo do spiec - ignorwalam to, np wychodzilam z pokoju, albo odwracalam uwagę, psy automatycznie przestawaly sie kłócić, troche to potrwało, moze miesiac taki trudniejszy okres, teraz mam spokoj.
Ale fakt sytuacji zeby sie złapały i trzeba bylo ich od siebie odrywac nie mialam, na szczescie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
magnitudo
Moderator


Dołączył: 20 Lut 2007
Posty: 13321
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Poznań

PostWysłany: Pią 11:57, 12 Lut 2010    Temat postu:

też czekam Cool
Powrót do góry
Zobacz profil autora
machagony
Zaangażowany


Dołączył: 04 Lis 2009
Posty: 664
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Bobrowniki k.Katowic

PostWysłany: Pią 19:29, 12 Lut 2010    Temat postu:

fakt, czasami interwencje w psie zachowania i ich bardzo subtelny jezyk, całą game sygnałów uspakajajacych jakie wysyłają moze popsuć sprawę.
Ja zepsułam zbyt nerwowymi reakcjami i interwencjami relacje między moimi sukami- erdelką Dagą i irlandką. Potem, kiedy już nabrałam dystansu do psich powarkiwań i nawet tarmoszeń- wszystko się uspokoiło. Czasami ich sprzeczki wyglądają groźnie ale nigdy nie było ran. Ale co innego jesli znamy psy, a co innego gdy nagle pojawia się obcy najeżony pies na spacerze...mogą puścić nerwy. Ostatnio szłam sobie z moją 4 miesięczną Naną. Ona na smyczy. Nadbiegł z wielkim warkotem owczarek niemiecki oczywiście bez smyczy, z właścicielem w dalekiej dali... . Ja -lekka panika, juz ją miałam porywać na ręce- to niestety bardzo głupi odruch w takiej sytuacji- a Nana stanęła, warknęła i owczarek...zwiał. Myślałam że padnę ze śmiechu. Często bojaźliwe psy nadrabiają takim wielkim agresywnym atakiem.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Irish



Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 83
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Sosnowiec

PostWysłany: Sob 16:28, 13 Lut 2010    Temat postu:

Ok., dzięki za dotychczasowe wpisy i porady. Odniosę się doi nich pod koniec moich wypowiedzi.
2.1
Tak więc zapraszam na ciąg dalszy, tym razem część pierwsza to będzie opis zajścia, a część druga to moje postępowanie. Jak pisałem wydawało mi się, że sytuacja została wyjaśniona. Minął tydzień, miejsce to samo ale tym razem wracałem z Bingiem i Johnym ze spaceru z łąki. Oczywiście obydwoje luzem. Godziny poranne, ok. 6.30. Ja byłem gdzieś 10 m za psami, miałem ich pod kontrolą wzrokową. Nagle słyszę krzyk :”UWAGA!”. Na mój gwizd teriery stanęły w miejscu tak jak były nauczone. Podchodząc do nich zauważyłem właścicielkę fila brasileiro, która z całej siły przyciskała go do ogrodzenia. Pies próbował jej się wyrwać, tocząc pianę z pyska(naprawdę nie przesadzam w tym momencie). Oczywiście bez kagańca. Niby nic ale ta Pani waży niewiele więcej od tego psa, a jeśli chodzi o wzrost to ma może 165 cm. Czy to wszystko? Nie, bo smaczku dodaje to, że oprócz fila miała ze sobą także na smyczy owczarka niemieckiego(ten na szczęście był spokojny). Droga na której byliśmy miała może 6 m szerokości, z jednej ograniczona siatkami ogrodzeniowymi, a z drugiej kępami krzaków i drzew. Pomiędzy nami było może 20m. Odszedłem z Bingiem i Johnym na bok(na smyczy), wszedłem w krzaki tak że ledwo nas było widać z drogi, zasłoniłem psy swoim ciałem polecając im usiąść, tak że zza mnie nie były widoczne. A co na to właścicielka fila? Nic, puściła smycz, a pies rzucił się w naszym kierunku. I prawdę mówiąc nie wiem czy miał zamiar tym razem zaatakować mnie czy psy. W każdym razie przede mnie wysunął się Bingo, który przyjął na siebie impet uderzenia. Johny spanikował, ja złapałem psa za kolczatkę(tym razem na szczęście miał obrożę) i spróbowałem ją skręcić. Jak się możecie domyślić bez efektu. Zacząłem go okładać po łbie solidnym przedmiotem(mniejsza o to jakim). Bez efektu, dopiero po kilkunastu uderzeniach pies oddalił się niespiesznie. Jaka była reakcja właścicielki? Nijaka, nawet się nie ruszyła tylko stała w miejscu. Ja ważę 85 kg, a okazało się po całej sprawie że znalazłem się o jakieś 10 metrów od miejsca w którym złapałem tego psa., po prostu przeciągnął mnie jakbym nic nie ważył. Podobnie jak poprzednio pies stanął kawałek od nas przyglądając się nam. Oglądając Binga na pierwszy rzut oka nie było żadnych poważnych ran, oprócz śladów kłów na szyi. Pani od fila podbiegła mówiąc, że przeprasza i że jeśli coś się stało to ona pokryje wszystkie koszty. Jedyne co jej powiedziałem, nie nadaję się do przytoczenia mimo iż uważam się za osobę spokojną. Wróciłem do domu, zdążyłem jeszcze zauważyć, że tamta pobiegła do swojego psa i zaczęła go okładać. Tym razem zgłosiłem sprawę na policję.
cdn.


Ostatnio zmieniony przez Irish dnia Sob 16:30, 13 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Babette



Dołączył: 09 Sie 2008
Posty: 208
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Komorów k Kampinosu

PostWysłany: Wto 19:27, 16 Lut 2010    Temat postu:

Tak, co do psów za płotem to będąc u koleżanki wybrałam się z psinami na krótki spacer, 3 posesje dalej przy bramie stały dwa wielkie psy, tosa i mix, oba wściekle ujadały że im jakieś smarki przed domem idą. Moje psiny przeszły nie zwracając uwagi....
Po 15 min wracałam i ... między słupkiem narożnym brakowało siatki i była zrolowana, tosa wyskoczył i rura do mnie i suk na smyczy, to ja się odwinęłam i z mordą na niego-efekt-bur wziął kitę pod brzuch i się cofnął, ale....
skondinąd nie musiało się to tak skończyć, a koleżanka powiedziała że te ucieczki przez siatkę to standardowe zachowanie tego psa.
W zasadzie to dobrze, że drugi za nim nie wylazł, bo w obliczu grupy wsparcia mogło się to potoczyć inaczej
Powrót do góry
Zobacz profil autora
korkowa



Dołączył: 17 Sty 2010
Posty: 172
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Sosnowiec

PostWysłany: Śro 19:45, 17 Lut 2010    Temat postu:

Oj ile ja z moimi burasami przeżyłam...
U mnie to kwestia złośliwości sąsiedzkiej.
Pierwszy raz suka sąsiadów zaatakowała moją 5 kg sukę jakieś 5 lat temu, złapała ją w pysk i zaczęła nią szamotać, pisk, ryk i kupa futra lecąca na boki...ja tylko złapałam atakującą sukę za futro, w tym samym czasie właścicielce nie spieszyło się do swojej suki...wręcz przeciwnie potem mojemu ojcu tłumaczyła, że suka miała kaganiec.

Potem zaczęły się akcje z bokserką, mój brat miał małą na smyczy, podleciała ta suka bez smyczy...gdyby nie ostry kopniak mojego ojca nasze suczysko pewnie miało by szwy.

Na wolnym terenie jak się spotkały, było ok, bo moja suka jest ugodowa, unika ataku.
Jednak już kilkakrotnie moja została zaatakowana gdy była na smyczy.
Dziury w głowie i pokaleczona łapa...takich sytuacji było już no może z 6, moja niby potężniejsza, stara się tylko przygnieść atakującą do ziemi, ale jest łysolem i zęby zatapiają się w niej jak w maśle.
Odnoszę czasem wrażenie, że to przeradza się w złośliwość, jeszcze raz i nie będzie mnie obchodzić, że to jest sąsiad, że kolega rodziny.

Jak suki się na siebie rzucają, to ja swoją podnoszę do góry na szelkach, albo odciągam do siebie, właściciel drugiej strony robi to samo, z tym nie ma problemy.

ładnie też uniknęłyśmy ataku amstaffki, moja suka biegła po patyk, a astka wyleciała zza górki, sztywna postawa, ja odbiegłam gwizdając na sukę i spokojnie dała się odwołać.

Niestety mamy problem z przybłędą, mieszkającym osiedle dalej.
On jest niezrównoważony.
Moja suka biegała sobie z kilkumiesięcznym yorkiem koleżanki.
On podbiegł...już widziałam, że coś jest nie tak, zaatakował bezbronne małe szczenię..w locie złapałam go za kark..ułamki sekund i było by po małym. Rolling Eyes

A teraz historia dużego, bezdomnego kundla...ważył około 50 kg, łeb jak sklep...
SM przez 2 lata go nie odłowiła.
Przez 2 lata pies terroryzował ludzi posiadających suki w cieczce ( szarpał za rękaw, podgryzał, jednej dziewczynie potargał spodnie), atakował wielokrotnie.
Raz go złapali, okaleczyli i..uciekł im.
Dopiero po 2 latach mieszkańcy zakagańcowali, związali i przekazali psa SM.
Ja z moimi psami przez 2 lata bałam się wychodzić z domu.

A tego przybłędę małego co zaatakował york, muszę przywiązywać do trzepaka, jak moja sunia ma cieczkę. Confused


Ostatnio zmieniony przez korkowa dnia Śro 19:46, 17 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kuba_L



Dołączył: 21 Maj 2008
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Kościelec

PostWysłany: Czw 10:45, 18 Lut 2010    Temat postu:

Ja ostatnio też swoje przeżyłem i traumę mam do dzisiaj, ale w sumie to sobie ją sam zafundowałem.
Generalizując u mnie na wsi wałęsające się psy są plagą. Na szczęście w większości są to małe kundelki. Szczytem wszystkiego są chyba 3 psy u weterynarza (mały,średni i trochę ON-kopodobny) który "nie traktuje ich jako swoich" co nie przeszkadza mu codziennie ich karmić i trzymać na otwartym podwórku. Generalnie nie zwracają uwagi na przechodniów ale każdy samochód musi być oganiany, rowerzystom też zdarzy się szczek usłyszeć, obszczekanie innego psa jest na porządku dziennym. Na szczęście reagują na tupnięcie. Tak więc dla świętego spokoju trzeba było sobie znaleźć trasy alternatywne. No i wszystko było do niedawna cacy.
Idąc wieczorkiem na spacer "ostatnią drogą wsi" minął autem mnie "sąsiad" jakieś 200m od swojego domu. Z daleka widziałem że strasznie długo stoi pod bramą ale jakoś nie specjalnie się tym przejąłem zbliżając się do jego domu (stwierdziłem że pewnie zamyka psa). Pepa oczywiście na smyczy. Gdy byliśmy ok. 30m od bramy z cienia wyskoczył nie biegnący a wręcz szarżujący ON. Po wzroku i postawie wiedziałem że celem nie jestem ja a raczej Pepa i że będzie cho..rnie gorąco. Facet w tym czasie akurat wprowadzał swoje auto. Ja Pepę do i za siebie na tyle na ile zdążyłem ją ściągnąć (ON nas dopadł od zauważenia w ok. 2-3s jeśli dobrze ten czas oceniłem w stresie) i po chwili miałem kotłowaninę pod nogami. Pepa wręcz płacze a ON nie reaguje na kopnięcia. Tu wychodzi mój brak obycia z psami i nieznajomość metod postępowania (za nogi), a równocześnie przeświadczenie że w wypadku ataku zwierzęcia bronię się tym co mam pod ręką (nóż). Podbiega facet, na powitanie w stresie rzucam kilka słów na temat luźnego psa i sądzie, następnie karzę mu szybko obejrzeć psa i zaczynam przez telefon szukać najbliższego veta. Z sądu oczywiście zrezygnowałem zaraz po opadnięciu pierwszej adrenaliny, o czym poinformowałem człowieka. Można powiedzieć że zeszliśmy na ludzki poziom rozmowy w 5s od zakończenia zajścia. W tym momencie Pepa wyglądała na całą tylko mocno wystraszoną (facet też od razu się spytał czy pies mnie nie pogryzł i co się stało mojemu psu).
Podsumowując obrażenia ON skończył z 2 szwami, a Pepa z konkretnie podbitym okiem i obtartą\drapniętą powieką.
Do dzisiaj źle się czuję i mam moralnego kaca że użyłem narzędzia którego myślałem że nie będę musiał użyć w takiej sytuacji.
Od tego momentu kilka razy byłem u człowieka z pytaniem o psa.
Na pytanie czy byłbym skłonny partycypować w kosztach leczenia ON-ka odpowiedziałem że wszytko jest sprawą otwartą i nie widzę przeszkód żeby to zrobić. Jako odpowiedź do mojego stwierdzenia że ja swojego psa też musiałem leczyć usłyszałem że z jego strony to mi się należy słowo "Przepraszam". Nie ukrywam że poczułem się jakby ktoś wylał na mnie wiadro pomyj, ale zacisnąłem zęby.
Dodam tylko że nigdy nie wchodziłem w konflikty z prawem i w żaden sposób nie prowokowałem mundurowych służb odcinając się w ten sposób od środowisk gdzie nóż po funkcji smarowania chleba służy do walki. Dla mnie to bardzo użyteczne i przydatne narzędzie a funkcje obronne traktuję ekstremalnie wyjątkowo (mniej więcej na poziomie nożyczek). Notabene ze względu na zainteresowania survivalowe nóż na przykładne smarowitko nie wygląda.
Generalnie postawa właściciela ON-ka wygląda dla mnie tak że jego jedyną winą było to że nie schował psa. A całe zło wcielone to my z Pepą (no właściwie to ja). Oczywiście poza pretensjami o nóż (tu nawet się z nim nie kłóciłem bo tak jak pisałem do dziś mam ssanie w żołądku), były pretensje o to że nie puściłem smyczy bo mój pies mógłby wtedy uciec (prawdopodobnie gdybym psa puścił i coś mu się stało to też byłaby to wyłącznie moja wina bo puściłem smycz). A poza tym to pan jest ubezpieczony i wszelkie szkody może pokryć z ubezpieczenia. Wg. niego bo dopytywał się prawnika to on nie będzie miał żadnych konsekwencji, pies mu zawsze może uciec, ja natomiast to sobie narobiłem bigosu. Tym akurat nie specjalnie się już dzisiaj przejmuję bo sprowokował mnie tylko do wycieczki do radcy prawnego w zakładzie który wyklarował mi sytuację i uspokoił.
Dochodzę powoli do wniosku że na psa powinno być pozwolenie i psychotesty. Kto wie, może wtedy ja bym go nie dostał. Ale IMHO nie każdy nadaje się do trzymania psa w domu. Ja każdego psa (nawet swoją Pepcię), jak bardzo kochany i spokojny by nie był, traktuję tak jak uczestników ruchu drogowego, z zasadą ograniczonego zaufania.

Może trochę to wszystko chaotycznie opisane, ale tak jak pisałem, do dziś gul i niesmak w żołądku (co do użycia noża, pal licho co tam sobie facet gada).

Pepa też już wróciła do siebie, choć pierwsze 2-3 razy przechodząc obok feralnego miejsca była wyraźnie ostrożniejsza.


Ostatnio zmieniony przez Kuba_L dnia Czw 10:58, 18 Lut 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zadziorny
Administrator


Dołączył: 14 Lut 2007
Posty: 42057
Przeczytał: 1 temat

Skąd: Rybnik

PostWysłany: Czw 13:47, 18 Lut 2010    Temat postu:

Nie wiem czy niezgłoszenie zajścia na Policję nie jest błędem Hmmm. Z tego, co opisujesz wynika, że z powyższego zajścia sąsiad nie wyciągnął żadnych wniosków Rolling Eyes. Przypuszczam, że prędzej czy później taki atak się powtórzy Evil or Very Mad NieOK
Powrót do góry
Zobacz profil autora
coztego
Gość





PostWysłany: Czw 13:54, 18 Lut 2010    Temat postu:

Kuba_L napisał:
Wg. niego bo dopytywał się prawnika to on nie będzie miał żadnych konsekwencji, pies mu zawsze może uciec

To jakiś wybitny prawnik musiał być Rolling Eyes
Powrót do góry
Kuba_L



Dołączył: 21 Maj 2008
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Kościelec

PostWysłany: Czw 14:52, 18 Lut 2010    Temat postu:

zadziorny napisał:
Nie wiem czy niezgłoszenie zajścia na Policję nie jest błędem Hmmm. Z tego, co opisujesz wynika, że z powyższego zajścia sąsiad nie wyciągnął żadnych wniosków Rolling Eyes. Przypuszczam, że prędzej czy później taki atak się powtórzy Evil or Very Mad NieOK


Tzn. następowała stopniowa ewolucja postawy w ciągu tygodnia-dwóch. Od całkiem sensownego podejścia zaraz po, gdzie wydawało się że wszystko rozejdzie się bez smrodu, do teraz (kiedy to łaskawie podano mi tylko kwotę jaką zapłacono u veta, pomijając koszty dojazdu, zwolnienia się z pracy, zrujnowania dnia, szoku dla dzieci i żony). Ja oczywiście nic takiego przechodzić nie musiałem (no fakt faktem, moje dzieci o zdarzeniu nie wiedzą, Pepa miała "chore oczko").
Powrót do góry
Zobacz profil autora
magnitudo
Moderator


Dołączył: 20 Lut 2007
Posty: 13321
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Poznań

PostWysłany: Czw 15:39, 18 Lut 2010    Temat postu:

coztego napisał:
Kuba_L napisał:
Wg. niego bo dopytywał się prawnika to on nie będzie miał żadnych konsekwencji, pies mu zawsze może uciec

To jakiś wybitny prawnik musiał być Rolling Eyes

prawnik miał, chyba , rację bo była interwencja z nożem Rolling Eyes i tu moim zdaniem nastąpił błąd Wink bo gdyby twierdzić, że pies użarł to interwencja takowa byłaby uzasadniona i facet nie byłby taki bojowy Twisted Evil poszedłby ze swoim psem na obserwację i byłby miękciejszy, bo pogryzienie psa to "pikuś", ale pogryzienie człowieka to już sprawa Rolling Eyes

Irish może byś skończył swoją historię Rolling Eyes
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zadziorny
Administrator


Dołączył: 14 Lut 2007
Posty: 42057
Przeczytał: 1 temat

Skąd: Rybnik

PostWysłany: Czw 15:49, 18 Lut 2010    Temat postu:

Użycie noża w tym przypadku można spokojnie podciągnąć pod obronę konieczną Rolling Eyes. W końcu to Kuba_L i jego pies zostali zaatakowani, a nie odwrotnie Evil or Very Mad NieOK
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Terierkowo Strona Główna -> Weterynaria / Urazy mechaniczne Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Strona 1 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
Appalachia Theme © 2002 Droshi's Island